Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny

Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny

Każdego roku 1 listopada w Kościele katolickim obchodzimy Uroczystość Wszystkich Świętych ku czci wszystkich chrześcijan, którzy osiągnęli stan zbawienia i przebywają w Niebie. Jest wyrazem naszej wiary w obcowanie świętych i powszechne powołanie do świętości. Uroczystość ta treściowo połączona jest z następującym po niej obchodem liturgicznym Dnia Zadusznego, który jest dniem modlitw za wszystkich wiernych zmarłych.

Zainteresowanych historią tego święta zachęcam do zapoznania się z tekstami na ten temat, dostępnymi także w internecie. Wspomnę tylko, że uważa się, że uroczystość Wszystkich Świętych wywodzi się ze wspominania w wybranym dniu wszystkich męczenników chrześcijańskich. Obchody takie, w różnych Kościołach wschodnich prowincji Cesarstwa Rzymskiego wprowadzono w IV wieku. Można też zapoznać się z różnymi tekstami wskazującymi na genezę przedchrześcijańską tego święta.

Niedawno w naszej parafii, po odczytaniu Ewangelii kapłan zadał pytanie, kto z nas jest święty? Konsternacja …, odpowiedzią … cisza. Powtórzył: Kto czuje się święty niech podniesie rękę. Spojrzeliśmy na siebie. Nikt nie podnosi ręki, co oczywiście nie oznacza, że nie czuje się święty, ale prawie wszyscy kręcą przecząco głową. To, co kapłan powiedział potem zaskoczyło wszystkich … my wszyscy ochrzczeni mamy czuć się świętymi?! Co to w praktyce oznacza?

To zdarzenie pobudziło do refleksji. U mnie wywołało potrzebę zgłębienia zagadnień świętości oraz świętych. Wkrótce w gronie znajomych rozmawialiśmy o świętych. Czy chcielibyśmy stać się takimi? Okazało się, że mieliśmy podobne refleksje. Zgadzaliśmy się wszyscy z tym, że nasi święci ustanowieni przez Kościół w procesach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych są pośrednikami i orędownikami u Boga dla nas żyjących wiernych. To przez nich możemy upraszać potrzebne łaski. Ale, czy chcielibyśmy, by nasze życie było takie heroiczne, bolesne i ciężkie, zakończone zazwyczaj śmiercią męczeńską? No, … raczej nie, a właściwie … zdecydowanie nie. Możemy ich podziwiać, szanować, czcić i dziękować za owoce ich życia. I tak czynimy. Ale stać się takimi? Nikt z nas nie chce cierpieć, chorować, doznawać krzywd, przemocy, umierać w męczarniach. Ale wkrótce przyszła refleksja, że wielu z nas, „zwykłych” ludzi, w pewnych nieprzewidzianych sytuacjach podejmuje się działań wręcz heroicznych, odważnie i z determinacją, czasami przez wiele lat, bez troszczenia się o własne bezpieczeństwo i komfort. Zapytani wcześniej, czy byliby w stanie podjąć się takich czynów, powiedzieliby „ależ skąd”. A jednak okazuje się, że jest to możliwe.

Jak to wytłumaczyć? Mówimy, że nie znamy siebie, … . A może trzeba inaczej na to spojrzeć? Przecież ludzie ogłoszeni przez Kościół świętymi byli też „zwykłymi” ludźmi, często początkowo żyjącymi w komfortowych warunkach, prowadzący życie dalekie od „świętości”, ale w pewnym momencie porzucają dotychczasowy sposób życia. Tak po ludzku, jest to niezrozumiałe. Zwłaszcza, że za ich dobre serce i dobre czyny spotyka ich prześladowanie, cierpienie. Za dobroć kara? Ale, gdy spojrzymy na to z Bożej perspektywy, to wszystko staje się jasne. To nie były Ich dzieła, tylko Boga, który przez nich działał. To nie za ich dobre czyny spotykały ich prześladowania i cierpienia, ale to właśnie w takich momentach dziejów, gdy nasilały się prześladowania, gwałt i przemoc, Bóg powoływał do wykonania określonych dzieł wybranych ludzi, … i prowadził ich tak, że mimo strasznych okoliczności, owoce ich życia i pracy były ważne dla ich współczesnych, często zmieniając bieg historii. Mają też wpływ na nas do dnia dzisiejszego, a Oni są już na wieczność bezpieczni w Domu Ojca.

Podobnie jest z nami, „zwykłymi śmiertelnikami”, jak lubimy się określać. Jeśli czegoś wielkiego spektakularnego udało się niektórym z nas osiągnąć, to nie nasza zasługa tylko Boga. To On nas powołuje i uzdatnia do podjęcia się określonych zadań. Dlatego tak bardzo zdziwieni jesteśmy, że w pewnych sytuacjach stać nas na czyny, o których wcześniej nawet byśmy nie pomyśleliśmy.

Podsumowując naszą rozmowę, ucieszyliśmy się, że mamy świadomość, że jesteśmy dziećmi Bożymi, że przyszliśmy z Domu Ojca i po ziemskiej wędrówce mamy szansę Tam wrócić. Mamy też świadomość, że Bóg dał nam szansę osiągania określonych celów i realizowania określonych zadań. Możemy je zrealizować pod Jego opieką pod warunkiem ciągłego „wpatrywania się” w Jego Oblicze, by na bieżąco rozumieć, co do nas „mówi”. A to jest trudne, bo obdarzył nas wolną wolą, czyli sami możemy podejmować decyzje i dokonywać różnych wyborów.  Także z nich się wycofywać. Ale jeśli wybraliśmy Boga, to musimy pilnować, co nie jest łatwe, by między Jego Obliczem a naszym nie pojawił się jakiś bożek z ziemskiej rzeczywistości (by dobra doczesne nie przysłoniły Boga, np. pieniądze, jakiś inny człowiek, potrzeba uznania, … itp., itd.), który zepchnie nas z właściwej drogi, którą wskazuje nam Jezus Chrystus i sami pozbawimy się dostępu do Bożego prowadzenia.

Wracają pytania: Czy już teraz jesteśmy świętymi? Czy mamy dążyć do świętości?

Święty Alfons Maria de Liguori pisał: Pamiętaj, ostatecznie możesz być albo świętym, albo nikim! Matka Teresa z Kalkuty: Świętość nie jest przywilejem wybranych, lecz obowiązkiem każdego chrześcijanina.

Okazuje się, że do świętości wszyscy jesteśmy powołani. Już Sobór Watykański II, podkreślał fakt powszechnego, czyli skierowanego do wszystkich, powołania do świętości: „Wszyscy wierni, wyposażeni w tyle tak wielkich środków zbawienia, we wszystkich sytuacjach życiowych i w każdym stanie, powołani są przez Pana, każdy na właściwej sobie drodze, do doskonałej świętości, jak i sam Ojciec jest doskonały” (Lumen gentium, 11).

Musimy „tylko przełożyć sobie” to na swój język i odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób mamy to realizować. Nie czuję się na siłach, by opisywać, jak ja to próbuję czynić. Uważam, że nie jest to akt jednorazowy, ale proces, w czasie którego uczymy się i pogłębiamy zrozumienie i nasze życie czynimy coraz bardziej zgodne z powołaniem do świętości. Zgłębiajmy zatem … i czyńmy to z radością, a przede wszystkim z Duchem Świętym. A Uroczystość Wszystkich Świętych niech będzie okazją do radości i pogłębionej refleksji. I cieszmy się z obcowania Świętych, bo możemy się do nich zwracać z prośbą o wstawiennictwo u Boga w naszych sprawach. A w Ich Uroczystość wyśpiewajmy Litanię do Wszystkich Świętych.

PS.

Pamiętajmy, że Kościół wspomina nie tylko oficjalnie uznanych świętych, czyli tych beatyfikowanych i kanonizowanych, ale także wszystkich wiernych zmarłych, którzy już osiągnęli zbawienie i przebywają w niebie. Pamiętajmy o tych wszystkich bezimiennych, pomordowanych, których życie przedwcześnie i tragicznie zostało przerwane, o których życiu w świętości wie tylko Bóg.