Św. Zygmunt Szczęsny Feliński Cz. 3.

Wnioski końcowe i przesłanie dla nas współczesnych

Życie św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego pokazuje, że mając autentyczną głęboką wiarę i miłość do Boga i Matki Najświętszej, głęboką ufność w Opatrzność Bożą oraz miłość i szacunek do bliźnich i samego siebie, mamy szansę iść przez życie nie pogubiwszy się przy trudnych sytuacjach, mieć wolę działania i podejmować działania konstruktywne mimo niesprzyjających warunków, czy wręcz w warunkach w których wydaje się, że nic już nie da się zrobić. Możemy uchronić się od zwątpienia, rozpaczy i rezygnacji.

I są to wartości, które są najcenniejszym skarbem, jaki rodzice mogą ofiarować swoim dzieciom. Nie wiemy, jak potoczą się życiowe losy naszych dzieci, co spotka ich w życiu. Już niebawem będą chłonąć wzorce w swoich środowiskach rówieśniczych, będą podlegać różnym oddziaływaniom, różnym modom i zaczną podejmować samodzielne wybory i decyzje. Nie uda się ochronić dziecka, a potem młodego człowieka, przed wszystkimi trudnymi i bolesnymi przeżyciami i nieprzewidzianymi trudnymi wydarzeniami oraz przed złymi wyborami. Nie uchronimy ich od wszystkich porażek, rozczarowań i tragicznych konsekwencji ich wyborów. Możemy jednak już od najwcześniejszych lat życia wyposażać dzieci w głęboką wiarę i zaufanie do Boga i miłość do Matki Bożej, do której w każdej chwili swojego samodzielnego życia będą mogli uciekać i znajdywać schronienie, pocieszenie i radę. To właśnie pozwoliło św. Zygmuntowi, a także niezliczonej rzeszy błogosławionych i świętych, także tych, o których tylko Bóg wie, poradzić sobie w najtrudniejszych okresach swojego życia, podejmować właściwe decyzje i działać z pożytkiem dla Boga i ludzi. Dlatego w listach do swojej mamy, św. Zygmunt dziękował jej za wiarę, największy skarb, jaki otrzymał z domu rodzinnego, gdzie wzrastał w atmosferze miłości do Boga, w pełnej ufności do Opatrzności Bożej i Najświętszej Maryi, a także wzajemnej miłości i szacunku między członkami rodziny oraz do drugiego człowieka i ojczyzny.

Jak ważne jest, by wiara stała się oczywistością już dla małego dziecka, są obserwacje losów ludzkich. Obserwujemy na przykład takie zjawiska jak: rezygnacja młodych ludzi z przygotowań do Sakramentu Bierzmowania lub odchodzenie z Kościoła tuż po uzyskaniu tego sakramentu, odchodzenie młodych ludzi z Kościoła, powracanie do wiary i do Kościoła dopiero w dojrzałym wieku. Przyczyn może być wiele, bo rzeczywistość jest skomplikowana. Jednak można zauważyć pewne prawidłowości.

Otóż, jako małe dzieci chłoniemy domową atmosferę, uczymy się odnoszenia do siebie, naśladujemy zachowania. Przy czym, zwróćmy uwagę, że jako dzieci szybko dostrzegamy ewentualny dysonans między tym, co rodzice mówią, a tym jak się zachowują i jakimi są. Jako dzieci nie damy się oszukać. W szczególności nie dotrą do nas nakazy i zakazy, jeśli nie zobaczymy autentycznej wiary i miłości w zachowaniu rodziców oraz we wzajemnych relacjach rodzinnych. Czasami trauma, jaka z tego wynika będzie rzutowała na całe dalsze życie.

Ale już wkrótce ważniejsze będą dla nas wzorce i wartości, jakie będziemy spotykać w świecie pozarodzinnym. Jak ogromny wpływ mają na nas wartości i propozycje przekazywane przez media, środowisko rówieśnicze, nikogo przekonywać nie trzeba. Jeśli nie mamy ukształtowanej autentycznej wiary i zaufania do Boga, to nawet jeśli jeszcze trzymamy się praktyk religijnych, to w okresie dorastania coraz częściej zaczynamy sami stawać się „ziemskim bogiem”. W okresie dorastania zaczynamy się bowiem usamodzielniać. Zaczynamy odczuwać, że mamy wolny wybór, że sami możemy decydować o swoim życiu, że możemy sami decydować o tym, co i jak będziemy robili. W młodym wieku bardzo nieodporni jesteśmy na krytykę ze strony rówieśników, mamy bowiem bardzo silną potrzebę akceptacji z ich strony. Mamy silną potrzebę przynależności do grup, które dominują, które są silne. Jeśli zostaniemy zaakceptowani, to przejmujemy ich poglądy i zachowania. Czerpiemy siłę z siły zbiorowej. Bardzo silny wpływ mają na nas wzorce podawane, a często wręcz narzucane, przez środki masowego przekazu, powielane przez rówieśników, a także dorosłych. To pod wpływem tych oddziaływań, w sposób zazwyczaj nieuświadamiany, dokonujemy wyborów. A jeśli do tego czujemy się silni, i gdy pojawiają się pierwsze znaczące, w powszechnym rozumieniu, sukcesy, np., w sporcie, studiowaniu lub pracy zawodowej to stwierdzamy, że nie potrzebujemy już Boga i łatwiej przychodzi nam decyzja o rezygnacji z praktyk religijnych, z przygotowań do sakramentów, czy też o odejściu z Kościoła. Zdarza się i tak, że stwierdzamy, że Pan Bóg nie reaguje na nasze prośby o doczesne sprawy tego świata, że nasze sprawy nie układają się po naszej myśli, i obrażamy się na Pana Boga kierując swoje nadzieje w stronę drugiego człowieka, zazwyczaj tego, w którym się „zakochaliśmy”, który jest naszym „całym światem”, który, jak wierzymy, zapewni nam szczęście dozgonne. Jak bardzo się mylimy, wystarczy zapoznać się z losami ludzkimi i statystykami rozwodowymi. Prawda jest bowiem taka, że bez Boga, który jest prawdziwą Miłością nie zaistnieje między małżonkami prawdziwa miłość. Ale do tego trzeba dojrzewać od najmłodszych lat.

A jak zazwyczaj toczą się losy tych, którzy stwierdzają, że mają moc sprawczą, i że Boga już nie potrzebują, bo sami czują się, jak „ziemski bóg”? Jeśli ktoś przeanalizuje wnikliwie scenariusze ludzkiego życia, to dojdzie do wniosku, że prędzej, czy później katastrofa przychodzi. Konsekwencją naszej pychy jest nadciągająca lekcja pokory, często bardzo bolesna, a czasami tragiczna. Taka jest już natura człowieka, że jak ma wybór, to ucieka w najłatwiejszą ścieżkę, byleby być w strefie przyjemności i komfortu. I trwa, ale zazwyczaj do czasu. Nikt „wierzący w siebie” oraz stawiający sobie za cel „korzystanie z życia i czerpanie przyjemności” nie jest w stanie uchronić się przed wszystkimi trudnymi i bolesnymi przeżyciami, rozczarowaniami i nieprzewidzianymi tragicznymi wydarzeniami. Każdy z nas poniesie konsekwencje złych wyborów. A co wówczas, gdy nagle okażemy się za słabi, gdy „świat nam się zawali”, gdy zniknie strefa komfortu, przyjemności i szczęścia? Zazwyczaj jeszcze czynimy wysiłki, by jeszcze trochę zachować przyjemności. Uciekamy więc w alkohol, narkotyki, i inne uzależnienia … i w ten sposób pogrążamy się już totalnie. Czy jest możliwość odwrotu? W wielu przypadkach już nie. Ale okazuje się również, że wielu ludzi w takiej sytuacji zwraca się z autentyczną nadzieją i wiarą po pomoc do Pana Boga i doświadcza łaski Bożej. Wzruszające są świadectwa wielu ludzi nawróconych, wielu małżeństw uratowanych, którzy do swojego codziennego życia zaprosili Pana Boga.  Nieoceniona jest rola księży, ludzi konsekrowanych, a także świeckich, którzy potrafią pomagać takim osobom. I chociaż obserwujemy odpływ młodych z Kościoła, to jednocześnie obserwujemy coraz bardziej nasilający się dopływ powracających do Kościoła, np. jeszcze stosunkowo młodych mężczyzn „po przejściach”. Myślę tu chociażby o Wojownikach Maryi, którzy z różańcem w rękach i gorącym, szczerym sercem włączają się w modlitwy i działania w Kościele pod duchowym przewodnictwem swoich kapłanów. Oczywiście nie wszyscy są „po przejściach”. Pracują nad sobą, nad relacjami ze swoją rodziną, zwłaszcza z żonami i dziećmi. Całymi rodzinami biorą udział w spotkaniach formacyjnych i dają sobą świadectwo wiary i ufności do Boga i do Najświętszej Maryi, która ich prowadzi do Jezusa Chrystusa. Zatem powrót z tych „ślepych ścieżek” w wieku tzw. dojrzałym jest możliwy. Następuje jednak zazwyczaj po trudnych i bolesnych, a często wręcz tragicznych doświadczeniach, ale pod warunkiem i przy postawie otwarcia się na łaskę Bożą.

Ale, czy warto narażać swoje dzieci na tak ciężką drogę? Czy jesteśmy pewni, że poradzą sobie z samodzielnym wycofaniem się ze złej drogi? Wiele znamy przykładów, gdy rodzice byli przekonani, że poprowadzą swoje dzieci przez życie, przekonanych o mądrości swoich dzieci, a potem niestety nie potrafili już zawrócić ich z drogi uzależnień narkotykowych, alkoholowych, i innych, czy też prób samobójczych (niestety, statystyki są zatrważające). Brakuje bowiem w takim życiu postawy dziecka Bożego, pełnego pokory i bezgranicznego zaufania do Boga.  

Dobrze, by dotarła do nas prawda, że światu są dziś proponowane różne wartości i nie ustrzeżemy dzieci przed złymi wyborami i decyzjami, jeśli nie nauczymy ich być dzieckiem Bożym, jeszcze w okresie, gdy są dziećmi. W późniejszym okresie, już dorosłym, dochodzi się do pozycji dziecka Bożego po bardzo ciężkich i bolesnych życiowych porażkach.

Na szczęście można zaobserwować wielu młodych z już ukształtowanym systemem wartości na tyle, że nie ulegają destrukcyjnym wpływom i trzymają się prawd wiary i miłości. Jeśli mają warunki do tego, to łączą się w działaniach z podobnymi sobie i mają wówczas siłę z przynależności, ze wspólnych działań. Zaczynają mieć wówczas znaczący wpływ na innych, nie tylko młodych, przyciągając ich swoją wiarą i nadzieją oraz radością i siłą konstruktywnego działania.

Myśli mi teraz biegną do mojej koleżanki, która mieszka w Anglii. Opowiadała mi niedawno, że w jej kościele (chodzi do polskiego kościoła) zaszły ostatnio bardzo duże zmiany. Opowiadała, że latem pojawiło się w kościele na mszy kilku Wojowników Maryi ubranych w te swoje charakterystyczne koszulki. Przyjechali z Polski ze swoim księdzem. Były rekolekcje i różne wydarzenia. A na dzień dzisiejszy, jak mi oznajmiła z charakterystycznym dla siebie humorem, mamy męski Kościół. Powiedziała, że na mszy w niedzielę jest więcej facetów i to wcale nie starszych, i że coraz więcej przychodzi też młodych chłopaków. Można zatem przypuszczać, że Pan Bóg odpowiednio zadziała i przyjdą czasy, że złe zjawiska ustąpią tym dobrym, że znów będzie więcej powołań do stanu kapłańskiego, że Dobro zatryumfuje.

Analizujmy życie świętych, pokazujmy filmy i opowiadajmy o nich, by stwarzać szansę na pokazanie pewnych wartości, które mogą stać się wzorcem dla człowieka. Młodzi ludzie w sposób naturalny szukają wzorców. Takimi pierwszymi wzorcami są rodzice, ale potem inni ludzie. Jak bardzo ważny jest przykład dawany w domu rodzinnym widać na przykładzie wielu ludzi. Widać to również na przykładzie św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego.

                            JP

Zaproszenie do muzeum św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego.

Postać Świętego, jego dzieła pisarskie i dorobek duchowy oraz wpływ na innych na drodze do świętości przybliża niezwykle nowoczesna, wielowątkowa multimedialna wystawa stała „Non possumus” o funkcjonalności muzeum, powstała w Domu Generalnym Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi w Warszawie, w zabytkowym pałacu Bogusławskiego. Wraz z wystawą udostępnione zostało zwiedzającym także miejsce kultu świętego Arcybiskupa – w kaplicy.

Muzeum św. Zygmunta Felińskiego (muzeumfelinskiego.pl)