W kolejce do Nieba...

  Na jednej z ostatnich Mszy Świętej w naszej parafii usłyszeliśmy słowa kapłana „cieszę się, że was dzisiaj widzę na tej mszy. A widzę, że jesteście, jesteśmy, wszyscy ... coraz młodsi ... młodsi w kolejce do Nieba”. Te słowa obudziły we mnie cały łańcuch refleksji ... stąd niniejszy tekst.
„W kolejce do Nieba” ... piękna wizja. Pojawiliśmy się w tym ziemskim świecie i wędrujemy do bramy Nieba....często walcząc z obawami i strachem przed ostatnim etapem tej drogi...mimo, że z nami Wiara, Nadzieja i Miłość.
  Pytania i myśli związane z tą ziemską wędrówką towarzyszą człowiekowi już od wczesnych lat. Mamy również związane z tym obawy i lęki. Nie wszyscy o tym mówimy, nie wszyscy się do tego przyznajemy, nawet przed bliskimi. O sprawy ludzkiej egzystencji i o sens życia pytają wierzący w Boga, jak i niewierzący, filozofowie, naukowcy, pytają wszyscy. Pyta się młody człowiek, jak i stary. Dlaczego?, po co?, ... jak to będzie? I nie zadawalają nas rady: nie zastanawiaj się nad tym, będzie jak będzie, zostaw to Bogu, itp., itd. Myśli o tym, że nasze życie kończy się śmiercią, że nikt z nas nie wie ile mamy czasu w tym naszym ziemskim życiu tak naprawdę towarzyszy nam stale i to od najmłodszych lat. Radzimy sobie z tym różnie. Spychamy je do podświadomości, w rozmowach je bagatelizujemy, czasami żartujemy, ale często gdy uświadamiamy sobie, że nie wiadomo kiedy, ale to pewne, że umrzemy, to pojawia się pytanie
o sens życia. To po co to wszystko, czy tylko po to, by wydać na świat potomstwo i coś im w spadku pozostawić? I tak w kółko? Jaki jest tego sens? Po co? Osoby, które pracowały, pracują z młodzieżą i zdobyły na tyle ich zaufanie, by się otworzyły, to wiedzą, że ta na pierwszy rzut oka rozbawiona i beztroska młodzież, spostrzegana jako ta, która po uszy zanurzona jest w codzienność ziemskiego życia (oczywiście nie mówię o wszystkich), stawia sobie bardzo dużo pytań, ma bardzo głębokie przemyślenia, ale też głębokie rozterki i wiele pytań bez odpowiedzi. W połączeniu z dużą wrażliwością prowadzi to do niezbyt dobrych dla nich, i dla otoczenia,  wniosków i decyzji. Szkoda, że dorośli nie chcą, albo nie potrafią im towarzyszyć w tych dociekaniach. Ci, którzy najbardziej by mogli pomóc ograniczają się do stawiania wymagań, wygłaszania pouczeń, a jak przychodzi im się zmierzyć z pytaniami, to uciekają wymawiając się brakiem czasu. Stale nie mamy czasu. Tak jesteśmy zapracowani, tak twardo stąpamy po ziemi, że na rozmowy z drugim człowiekiem nie mamy czasu. Uważamy, że rozmowa to marnowanie czasu. Ograniczamy się do oficjalnych przemówień, a w kontaktach z ludźmi po prostu załatwiamy konkretne sprawy, albo wymieniamy grzecznościowe formuły. Zdarza się jednak, że można z kimś porozmawiać naprawdę w sposób wartościowy dla obu stron. To jednak naprawdę rzadkość. A szkoda.
  Nie zapomnę rozmowy z moją mamą, gdy byłam nastolatką - pełną pytań bez odpowiedzi, pełną buntu i próbującą jakoś posklejać w głowie ten swój zawiły świat wewnętrzny i zewnętrzny. Mama jawiła mi się jako chodząca mądrość, która na wszystko ma gotowe odpowiedzi, do której nie dociera, że ja czegoś nie rozumiem, że jestem pełna emocji, że nie potrzebuję gotowych odpowiedzi i rad. To naprawdę jest denerwujące, jeśli otaczają cię ludzie, którzy bagatelizują twoje problemy „bo to dla nich żaden problem”, którzy dają ci gotowe rady. Dla tego szuka się przyjaciółki. Bo z nią można pogadać na tematy, które dla niej też są ważne, bo ona słucha i współczuje, bo ona cię rozumie, bo ona ci towarzyszy w twoich dylematach i rozterkach, bo razem poszukujecie odpowiedzi. A że czasem okazuje się, że twoje sekrety, które przed nią wyjawiłaś stały się publiczną informacją? Tym gorzej dla ciebie i dla niej i waszej przyjaźni. Rozczarowania i zawiedzenie bolą i często są powodem „zamknięcia się w sobie”. Szczęśliwe są dzieci i młodzież, którzy w swoich rodzicach odnajdują przyjaciół i „towarzyszy w rozwoju”, nie tylko fizycznym i intelektualnym, ale i psychicznym i duchowym. Wracając do mojej pamiętnej rozmowy z mamą. Tym razem, przy kolejnej próbie podzielenia się z nią swoimi rozterkami, problemami i pytaniami, na które nie znajdowałam odpowiedzi, sprawami, które chciałam pojąć i zrozumieć, moja mama bardzo uważnie mnie słuchała, nie śpieszyła się, nie zbywała gotowymi odpowiedziami. Podzieliła się natomiast swoim życiem. Opowiedziała o swoich przeżyciach z lat młodzieńczych, o swojej drodze szukania odpowiedzi na podobne pytania, o tym do jakich doszła wniosków i dlaczego. To było niezapomniane przeżycie. To był moment, w którym po raz pierwszy w swoim życiu zobaczyłam w swojej mamie zarówno bezradną małą dziewczynkę, jak i kobietę pełną odwagi i hartu. Ogarnęło mnie współczucie z powodu jej cierpień, jak i ogromna fala miłości i chęci wspierania ją i naśladowania. Stała się moją prawdziwą przyjaciółką, która powierzyła mi tajemnice swojej duszy, swojego cierpienia, swojego życia, swoich obaw, ale i swojej siły w pokonywaniu kolejnych problemów ziemskiego życia, a także Bożej perspektywy ziemskiej egzystencji. Odczułam wówczas wręcz pozaziemską miłość do mojej mamy. To było spotkanie z prawdziwym Bogiem przez moją mamę. Tą rozmowę pamiętam, bo zaważyła nie tylko na relacjach z moją mamą, ale i na całym moim życiu. Może dlatego droga mojego życia to droga wrażliwości, cierpienia i współcierpienia, droga od nieśmiałości w relacjach z rówieśnikami do bycia towarzyszem w rozwoju młodym ludziom, którzy nie znajdowali zrozumienia u swoich rodziców i rówieśników. To niesamowite doświadczenie, gdy z perspektywy „ogląda się swoje przeszłe życie” szukając w nim sensu. Nasze życie naprawdę wygląda, jak realizacja Bożego planu.
JSP